Jakiś czas temu pisałam o leczeniu SM Naltreksonem. Znajomy któremu podałam owe informacje zadzwonił do OWEGO pana doktora Jana Pokrywki. Niestety okazało się, że jednak nie jest to takie oczywiste, że przyjdziesz i on Ci ten lek przepisze, albo zadziała, albo nie.
Pan doktor stwierdził, że : *wizyta KAŻDA kosztuje 80 ,- (no w sumie tyle się płaci za prywatne leczenie)
*igły do akupunktury (no generalnie po co? skoro nie chcemy "leczyć się" akupunkturą tylko naltreksonem?
*suplementy diety, ktore kupuje się u Niego? zostawiam bez komentarza
Poza tym znajomy spotkał się z ludźmi którzy leczyli się u Niego i niestety nie było żadnych efektów.
Tak więc info sprawdzone, przekazane dalej.
BArdzo mi przykro z tego powodu, bo myslałam jednak że to jest jakieś odkrycie (super lekarz), ale wychodzi na to, że jednak liczą się pieniążki...
Dzisiaj na tyle.
Wieczorem pokażę Wam inspiracje ze słoiczkami! Bo to dosyć ciekawy temat! ;-)
Sama wczoraj zabrałam się za robotę - efekty wieczorem!
W związku z dalszym brakiem "czegoś" do pstrykania zdjęć wstawiam kolejne inspiracje ;-) przypadkiem całkowitym natrafiłam w lokalnej bazie informacji (google) na inspiracje dotyczące spinaczy, tak zwykłych spinaczy z których można zrobić niezwykłe rzeczy :)
Pomysłowe ;-)
Coś dla mężczyzn, tych małych i tych dużych.
Nie maszz pomysłu jak udekorować ścianę?
Taaaadaaaam! ;D
A to z myślą o zapominalskich.
Na dziś tyle, padam z nóg przez ten wszechobecny upał ;/
Pomijając całe szyciowe życiowe, natrafiłam na ciekawe informacje dotyczące leku, który niepozornie wydaje się być zwykłym lekiem na alkoholizm i leczenie osób uzależnionych od heroiny.
Zaczęło się od filmiku no youtubie, ktory podesłał mi brat.
Atrykuł pochodzi z ksiązki Julii Schopick - Nieznana Medycyna
Jeszcze nie przeczytałam jej, zamierzam się do jej zakupu.
Ale z tego co czytam to, po pierwse jeśli kogoś interesuje ten temat to czyta się jednym tchem.
"Wbrew
powszechnemu
mniemaniu istnieję
bardzo skuteczne
i niedrogie terapie
praktykowane
przez nielicznych
przedstawicieli
medycyny
akademickiej,
które leczę nawet
tak zwane
chroniczne choroby,
z nowotworami
włącznie, lecz nie
każdy lekarz
o nich wie."
Generalnie jest to opowieść o lekarzu dr Burt Berkson, który opowiada historię swojego życia i o tym, że on chcial pomagać ludziom, a inni lekarze twierdzili, że to wcale nie jest na rękę. Kiedy on leczył ludzi i "nie miał na koncie zgonów" to przełożeni wcale nie byli z niego zadowoleni, wręcz przeciwnie - stwierdzili, że dadzą mu "terminalnych pacjentów" po zatruciu śmiertelnymi grzybkami. Jednak DR BERKSON chciał pokazać, że jednak i z takiego ciężkiego zatrucia wątroby da się wyleczyć, zadzwonił do Dr Bihari, ktory prowadził badania na temat Kwasu Alfa- Liponowego. Dr Berkson otrzymał od Dr Bihari ten kwas i podawał tym pacjentom przez jakiś czas. Okazało się, że działa i ludzie zostali wyleczeni, po prostu wyleczeni, kiedy inni lekarze ze szpitala w którym pracowal Dr BERKSON byli zdania, że pacjenci umrą.
International Herald Tribune” z marca 2003 roku zacytowała wypowiedź dyrektora koncernu farmaceutycznego wprowadzającego nowy lek na rynek: „Pierwsza tragedia — to jeżeli lek spowoduje śmierć. Druga tragedia — to jeżeli uzdrowi ludzi. Prawdziwie dobre leki to są te, które muszą być wciąż używane i to przez długi, długi czas”. Nawet tego się nie ukrywa..."
W tym wywiadzie dowiecie się jak to jest z chemioterapią, że jej skuteczność to ok. 2%.
Cóż... ja nie mogłam spać później ze dwa dni, bo rozmyślałam o tym dosyć długo. Zaczęłam analizować, przzeliczać i faktycznie doszłam do bardzo podobnego wniosku.
Ja nie jestem zwolennikiem latania po lekarzach, a juz na pewno płaceniu im w PAŃSTWOWYCH PLACÓWKACH, jak to się robi do dnia dziesiejszego. "Jeśli chcesz operację za miesiąc bedzie to kosztowało 15 tysięcy, jeśli Cie nie stać poczekaj rok" No i może do tego czasu dożyjesz.
A wracając do leku Naltrekson to w związku z tym, iż mam znajomego chorego na SM (stwardnienie rozsiane), który wydał kupę pieniędzy na nowoczesne terapie i niestety nic nie pomgało - postanowiłam wysłać mu te wszystkie informacje. Mieszka niedaleko Klodzka i tym samym wyslałam mu linki do tego co dzisiaj tutaj przedstawiam.
Znajomy chodził nawet po "znachorach". Tak, tonący brzytwy się chwyta.
Nic dziwnego, pewnie i ja bym tak zrobiła. Dr Pokrywka nie ma nic wspólnego ze znachorstwem.
Z. ma postępujące stwardnienie rozsiane i generalnie to jakaś alternatywa, dlatego też postanowiłam mu to wysłać. Czy pójdzie zobaczyć? Pewnie tak, nie ma już nic do stracenia, ponieważ zaczyna niedowidzieć... Szkoda chłopaka, bo to mlody człowiek i cale życie przed Nim. Dlatego trzymam za Ciebie kciuki!!! I oby się udało.
Napisalam się dzisiaj, ale jakąś taką miałam potrzebę!!
No cóż brak mi zdjęć, telefon z powodów "finansowych" i "mężowych" musiałam sprzedać ;/ aparat wielki M. zabrał sobie, więc nie mam nawet czym zdjęć zrobić.
Ale tworzę, tworzę.
Zrobiłam spódniczkę z kontrafałdami z męskiego t-shirtu.
Postanowiłam sobie również zrobić elegancki przybornik i cudowne półeczki/woreczki na ścianę.
Fajnie to wygląda ;-) a w moim małym burdeliku na pewno znajdzie zastosowanie.
A przybornik wygląda tak w oryginale, ja zrobiłam parę modyfikacji :) Ale to już jak będę miała czym zdjęcia zrobić.
Cóż bandażowana spódniczka, bo tak sobie przyjęłam powinna być dosyć szybka w uszyciu. Szyłam ją dla A., z bluzki wynalezionej w SH za całe 1,90 (Marks&Spencer). Niestety zabrało mi trochę czasu wymyślenie jak mam zrobić, żeby nie było widać szwu na pasku... No powiedziecie pewnie, że to banalnie proste! Pewnie teraz też tak uważam, jednak wtedy to było dla mnie wyzwanie.. Pierwszy raz szyłam dla kogoś spódnicę i wiedziałam, że nie może być uszyta na odwal się. Dlatego też siedziałyśmy razem w nocy, kiedy nasze dzieciaczki już spały, żarłyśmy ciastka, popijając RADLER'em i myślałyśmy. W końcu mnie olśniło i oto ona ;-) Spódnicę robiłam w podobny sposób co wcześniejszą al'a ołówkową z tuniki H&M.
Zdjęcie w dolnym lewym rogu jest jeszcze przed zszyciem paska.
Ale oczywiście okazało się, że na A. jest za długa. Najgorsze jest to, że nie umiem dobrze skracać i zawsze coś krzywo wyjdzie... To dopiero misja.
Krótki post, bo i jak dla mnie krótka spódnica ;-)
Jeśli masz pytania pisz śmiało! ;-)
A poza tym to zapraszam na ALTER SHOP - mają fajne koszulki ;-) dostępne też takie czyste, gładkie NOWE idealne do DIY.
Spódnicę ołówkową uszyłam z sukienki/tuniki, ktora kupilysmy razem z A. w sh za cale 2 zlote. Ostatnio probuje się uczyć szycia na moim jakże skromnym luczniku EWA 2014, ktorego dostalam od kochanego Taty.
W sumie to nie ma co narzekac tylko ttrzeba nauczyć sie wykorzystać wszystkie sciegi :-). A wiec do spódnicy użyłam tuniki lub sukienki ale zapomnialam zrobić fotko przed rozcięciem. Więc dodam taka ktora już ukazuje element rozcinania.
zdjęcie do góry nogami...
I dalsze etapy mojej pracy. W sumie poszłam na łatwiznę, bo nie miałam żadnego wykroju czy coś. Zmierzyłam, obmierzyłam siebie. Przecięłam wzdłuż po obu stronach i już :) Ze starych zimowych Legginsów A. dorobiłam pasek :)
o tu znalazlam fotkę napisu :D żeby dowód zbrodni był ;-)
No i oczywiście obcinając wzdłuż nie przewidziałam tego, że materiał jest bardzo rozciągliwy i nie wiedziałam generalnie, że zacznie się zwijać po bokach ;/
aż widać kurz na podłodze ;/ sorry, ale budują nowy budynek i są w fazie szlifowanie i wszystko mi wlatuje przez okna ;/ cóż takie życie.
spieszyło mi się więc nie obcinałam dokładnie i szpilki też na odwal się robiłam. wszystko w trakcie południowej drzemki mojej J. ;-)
Później zszyłam ;)
Krzywo ;D
A i pasek na górze jest z tych wcześniej wspomnianych legginsów zimowych, których zdjęcia również nie zrobiłam...
Efekt końcowy niewyraźny bo Julka się już wyspała ;)
A tu z boku ;) i moje boczki widać i Julkę też (co ta mama wyprawia) :)
A tu zapowiedź nowego postu - spódniczka "bandażowana" z koszulki z SH za 1,90 :) dla A.
A tak na marginesie to nie są plamy na ubraniach czy coś tylko Julia porysowała mi tak aparat :)
Późnej mam w planach zrobić podstronkę ze stylizacjami do rzeczy, które uszyję. Zobaczymy jak będzie czasowo :D
Tak jak w tytule posta, bo o tym dzisiaj mowa. Ja jestem z tych ludzi, którzy wolą noc, niż dzień ;-) w nocy mam więcej energii i raczej wolę robić coś przydatnego (gotować, sprzątać czy coś, albo i dziergać cudeńka na moim świeżutkim Łuczniku). Ale zawsze w nocy przychodzą mi do głowy rożne pomysły, przemyślenia. I jak zwykle grzebiąc w necie natknę się na coś, co zwraca moją szczególną uwagę, czyli dzieci. Jestem zbyt wrażliwa emocjonalnie i nie potrafię przejść z kart na kartę widząc cierpienie małego dziecka. Tego nigdy nie mogę przeżyć i potrafię czytać bloga do samego rana z paczką chusteczek, bo strasznie mnie ściska za serce. Za co takie małe istotki cierpią to nie mam pojęcia. Walczący rodzice do samego końca, choć wiedzą, że nie ma generalnie nadziei. To jest coś strasznego. I irytuje mnie to jak jedni dzieci doslownie zabijają (bo przecież w mediach o tym głośno), a drudzy starają się o małe brządce z całych sił i wszystkimi metodami. Generalnie system jaki panuje, nie tylko w Polsce, ale i na świecie chyba mnie przerasta. W sumie sama nie mam za kolorowo. Ciężko się przyznać nawet przed samym sobą, ale mąż "lubi" się napić, albo upalić się jak świnia. A ja słucham później jaka to ja nie jestem "kochana", "wspaniała" itp. Próbuję sobie z tym poradzić, ale samemu ciężko, kiedy nie ma nawet z kim szczerze porozmawiać, ale wniosek taki, że moje problemy do problemu tychże wcześniej wymienionych rodzin są znikome. TUTAJ można przeczytać o Sandrusi i jej mamie, która walczyła z chorobą do końca.
Nie chodzi mi o popularność tylko o to, żeby przelać swoje myśli na tą nędzną klawiaturę, która zastąpiła przyjaciół...
Już kilka razy próbowałam prowadzić bloga, ale niestety nie byłam na tyle "zdyscyplinowana" by go dopilnować, dopieszczać... a może z braku czasu. Generalnie moje życie wygląda dość "nudnie". Zaczęła się praca, po pracy mój kochany Aniołeczek, który zaraz idzie spać i UWAGA początki szycia! Tak szycia. Dziwne, bo nigdy nie miałam zdolności orientacji przestrzennej, ani tym bardziej kreatywnej mózgownicy. Zawsze wolałam robić coś o określonym wcześniej wzorze i etapie działań. Nie jestem matematykiem, wręcz przeciwnie, ale lubię określone schematy. Wcześniej nie potrafiłam mojemu M., przyszyć dziury w spodniach, a co dopiero guzika, dlatego też postanowiłam to nadrobić. Blog nie powstał z myślą o pokazywaniu tego co uszyłam, wydziergałam czy cokolwiek,. Tylko do tego, żeby podzielić się z przypadkową osobą swoimi uwagami, dostrzeżeniami oraz tym, że warto robić coś co sprawia Ci przyjemność. Lubię dużo pisać i gadać (niestety) o sobie. A później pluję sobie w brodę, że pewne rzeczy nie zostały u mnie w głowie.
Nie potrzebuję wielu przyjaciół, czy znajomych. Potrafię wykorzystać czas na coś bardziej cennego. Moja córka to mój świat. Najukochańsza, najcudowniejsza i bla bla bla ;-) O niej też lubię mówić. Generalnie wszystko wyjdzie z czasem, czy podołam temu wyzwaniu jakie sobie postawiłam, a mianowicie być sumienną i wytrwałą w dążeniu do celu, nie można poddawać się tak łatwo, bo w końcu chciałoby się coś osiągnąć w tym jakże krótkim życiu.
Cóż wstępna notka, początek czegoś nowego, jakże starszego i wspomnianego. :-)
Generalnie jestem najszczęśliwszą mamą na świecie prawie dwu-letniej Julki. Szyję amatorsko, a raczej uczę się szyć, gdy tylko mam chwilę. Uważam, że doba jest za krótka. W sumie poczytasz, dowiesz się więcej.
~Kyo